Poza chorobą jest jeszcze chory. Kiedy lekarz postrzega pacjenta jako jednostkę chorobową, podlega on procesowi depersonalizacji, która jest jednym z objawów zespołu...
Powiedziałbym nawet, że najpierw jest chory,
czyli osoba, a następnie jego choroba. Szacunek
wobec niego jest fundamentalną kwestią relacji
lekarza z pacjentem.
Niewłaściwe zachowanie lekarza może wynikać z braku kultury osobistej, ale przyczyną może być
także właśnie owo wypalenie i bezduszna rutyna.
Takie sytuacje prowadzą do pogłębienia cierpienia
osoby chorej. Gdyby takie zachowanie miało miejsce w kraju, w którym dostęp do opieki lekarskiej
jest łatwy, pacjent zrezygnowałby z usług lekarza,
który go nie szanuje. Polski pacjent nie ma
tak komfortowej sytuacji – raczej pokornie czeka
na korytarzu przychodni, aby po paru godzinach
dostać się do specjalisty.
Analogicznie można powiedzieć, że lekarz jest najpierw człowiekiem, a potem doktorem. Zachowania są przejawem jego sposobu przeżywania rzeczywistości i przynoszą konsekwencje zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Aby zmieniać pewne mechanizmy obronne, trzeba najpierw je zauważyć.
Zgadzam się z Panią. Przecież nie możemy zakładać,
że lekarz jest doskonale dojrzały emocjonalnie,
dysponuje nie tylko głęboką wiedzą, ale
także empatią, a jego kondycja psychofizyczna jest
nieustannie nienaganna. Bywa przecież tak, że
lekarz w danym dniu jest znużony, ma problemy
emocjonalne w domu, a w dodatku jest zmęczony
po ciężkim dyżurze. Wtedy, nawet nie będąc tego
świadomym, może swoją stłumioną złość czy inne
emocje przekierować na pacjenta, który nie ma nic
wspólnego z problemami lekarza. Łatwiej przemieścić
agresję na kogoś bezbronnego – a w takiej
sytuacji najczęściej jest pacjent – niż na przykład
na swojego przełożonego.
To ten sam mechanizm, gdy ktoś wraca
do domu i krzyczy na swoje dzieci, że nie odrobiły
jeszcze zadań szkolnych, a przyczyną gniewu
rodzica jest w gruncie rzeczy to, że sam został o jakieś niedociągnięcia zrugany przez swojego
szefa. Nie poddawszy swego zachowania refleksji,
może odreagowywać, nie będąc świadomym, co
jest pierwotną przyczyną złości.
Dlatego tak ważne jest, aby lekarz posiadał
umiejętność autodiagnozy, czyli określenia stanu,
jaki ktoś w nim wywołał, i zdolność rozpoznania
mechanizmów, które powodują jego zachowaniem.
Wówczas będzie mógł je zmienić.
Jaki wpływ na pracę lekarza ma informacja zwrotna, otwarta komunikacja, obciążenie obowiązkami?
Jeżeli pracuję samotnie, mam mniejsze możliwości przyglądnięcia się swojemu sposobowi myślenia i reagowania. Jestem bardziej narażony na zespół wypalenia niż wtedy, kiedy mogę o swoich emocjach i swoich problemach zawodowych porozmawiać z kolegami. Dobra komunikacja zakłada także otwartość emocjonalną, rozmowę nie tylko o pasjach i problemach zawodowych, ale też o trudnych sytuacjach w pracy. Ten obszar komunikacji jest kluczowy dla utrzymania autentyczności zaangażowania zawodowego.
Czy lekarze są uczeni tej komunikacji i otwartości podczas studiów?
W Katedrze Psychiatrii Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum rozmawiamy ze studentami o tym, czym w swojej istocie jest relacja lekarza z pacjentem i uczymy tego, jak powinna ona wyglądać. Omawiamy także problem zespołu wypalenia zawodowego. Studenci są tym zaciekawieni, bo słusznie przeczuwają, że tzw. burn-out syndrom im w przyszłości zagraża. Oczywiście to nie znaczy, że każdy lekarz musi doświadczyć wypalenia. Znam wielu, którzy pracują do emerytury i go nie zaznali.
Czy Pan kiedyś czuł się wypalony?
Pracuję w swoim zawodzie już ponad 40 lat.
Wciąż mnie ciekawią pacjenci, możliwość pomagania
im oraz psychiatria jako przedmiot poznania.
Kiedyś pracowałem w ośrodku, w którym z powodu
ograniczonych i powtarzalnych czynności groziła
mi rutyna – cieszyłem się, gdy wychodziłem
do domu. Co mnie ratowało? „Wielopolówka” – rodzina,
pozazawodowe pasje, czyli zaangażowanie w różne obszary życia.
Obecnie zajmuję się dydaktyką, organizacją
pracy placówki, leczeniem i nauką. Rozmaitość
ożywia, dlatego warto prowadzić działalność
wielokierunkową, byle to nie oznaczało nadmiaru i chaosu. I z pewnością nie można redukować
swojego życia do roli zawodowej.
Jaka jest rola zarządzania i organizacji pracy lub szerzej – systemu – w powstawaniu zespołu wypalenia zawodowego u pracownika? Czy powiedzenie „ryba psuje się od głowy” trafnie charakteryzuje to zjawisko?
Obawiałbym się szefa, który wiele wymaga, jest autorytarny i przeciąża swojego pracownika. Obawiałbym się także takiego, który nie czuwa nad rozwojem młodego lekarza, pozostawiając go samemu sobie. Te sytuacje z pewnością sprzyjają wypaleniu. Aby mu zapobiegać, lekarze mogą uczestniczyć w tzw. grupach Balinta. „Balintowcy” w czasie spotkań omawiają swoje trudności diagnostyczne i terapeutyczne, ale z uwzględnieniem własnej emocjonalności. Lekarz może wtedy powiedzieć: „Ta pacjentka mnie irytuje”. Grupa, razem z trenerem, pomoże zrozumieć, dlaczego tak się dzieje i co należy zrobić, żeby dalsza praca z pacjentką była możliwie najlepsza – bez zaprzeczania swoim emocjom i z troską o dobro chorej.
Czy te grupy są zróżnicowane według specjalności lekarskiej?
Powinny skupiać lekarzy, którzy mają wspólny obszar działania. Mogą posiadać różne specjalności. W niektórych ośrodkach spotkania grupy Balinta są łatwo dostępne, choć w Polsce nie jest to jeszcze powszechne. Jednak ta forma czuwania nad rozwojem zawodowym i jakością pracy staje się coraz popularniejsza. Dzięki grupom Balinta lekarzom zdecydowanie przybywa satysfakcji z pracy.
Czy satysfakcja jest przeciwieństwem wypalenia?
Myślę, że tak. Nie może być nim entuzjazm, bo on z definicji zawiera w sobie coś krótkotrwałego. Moglibyśmy porównać satysfakcję do równomiernego kroku, a entuzjazm do biegu. Ktoś, kto chciałby stale biec, szybko się zmęczy. Jednak wciąż idąc do przodu, z ciekawością rozglądając się dookoła – może iść dłużej i mieć z tego rosnącą satysfakcję.
Czy płeć i kultura mają wpływ na pojawienie się zespołu?
Kobiety mają kulturowe przyzwolenie na okazywanie
emocji, dzięki czemu posiadają większą niż
mężczyźni łatwość w ich wyrażaniu. Mężczyźni
nie tylko rzadziej podejmują refleksję nad swoimi
stanami emocjonalnymi, ale też mniej doceniają
ich znaczenie. W związku z tym do gabinetów
psychoterapeutycznych głównie trafiają kobiety, a psychoterapeuci to głównie... psychoterapeutki.
Jednak niezależnie od płci, ten, kto nie rozpoznaje
swoich emocji, będzie bardziej narażony na niedojrzałe
mechanizmy obronne, takie jak tłumienie
emocji, przemieszczenie czy nieadekwatne odreagowanie. A to nie służy rozwojowi.
Czy ten rodzaj samoświadomości często występuje u lekarzy? Tego nie wiem. Wiem natomiast,
że zespół wypalenia zawodowego nie jest stanem, z którego nie ma wyjścia.
A jak z niego wyjść?
Wypalenie rzutuje na różne obszary funkcjonowania lekarza – życie rodzinne, seksualne, zawodowe, poziom życiowej satysfakcji. Gdy do gabinetu psychoterapeuty przychodzi osoba cierpiąca z powodu objawów wypalenia, to rozmowa nie ogranicza się jedynie do sfery zawodowej. Czasem tzw. pracoholizm okazuje się ucieczką od problemów życia osobistego. Na zespół wypalenia należy więc patrzeć w szerszym kontekście.
Rozmawiała Katarzyna Sajboth-Data
Prof. dr hab. n. med. Bogdan de Barbaro jest lekarzem psychiatrą, absolwentem Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Warszawie (1973), kierownikiem Zakładu Terapii Rodzin Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum. Posiada certyfikat psychoterapeuty i superwizora Sekcji Naukowej Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Interesuje się terapią rodzin w schizofrenii i postpsychiatrią. Opublikował m.in. książkę „Wprowadzenie do systemowego rozumienia rodziny”.