×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Trauma po wypadku drogowym może uczynić z ludzi inwalidów emocjonalnych

Stres pourazowy wywołany wypadkiem komunikacyjnym w skrajnych przypadkach może sprawić, że staniemy się inwalidami nie z powodu ograniczeń fizycznych, ale emocjonalnych, które nas blokują. Dlatego warto poszukać pomocy specjalisty - uważa psychiatra i psychoterapeutka dr Agnieszka Popiel.

wypadek samochodowy, car crush

Wypadek drogowy w Żyrardowie, 2008 r. Fot. FxJ / Wikimedia

Kieruje pani Programem Terapeutycznym TRAKT, skierowanym do ofiar wypadków komunikacyjnych. Kto najczęściej trafia na terapię?

Są to uczestnicy wypadków: pasażerowie, kierowcy - niezależnie, czy są sprawcami, czy ofiarami; wypadek ma taką specyfikę, że poza sytuacjami ewidentnymi, kiedy ktoś prowadzi pod wpływem alkoholu, to wyjeżdżając codziennie z domu nie spodziewamy się, że za chwilę, przez moment nieuwagi, też możemy stać się jego sprawcą. Uczestnicy wypadków to jest najliczniejsza grupa, która do nas trafia. Druga to ci, którzy nie uczestniczyli bezpośrednio w wypadku, ale stracili w nim bliskich, dowiedzieli się o tym nagle. Są też osoby, które były świadkami wypadku. Stały sobie spokojnie np. na przystanku i nagle, na ich oczach miał miejsce wypadek; najczęściej widziały wtedy bardzo drastyczne rzeczy.

Jak można rozpoznać u siebie czy u bliskiej osoby, że doświadczenie związane z wypadkiem jest już czymś poważniejszym - stresem pourazowym - i że potrzebna jest fachowa pomoc?

Jednym z najbardziej decydujących czynników jest czas. Na traumatyczne wydarzenie - niezależnie, czy utraciliśmy bliską osobę, czy byliśmy świadkiem wypadku i czyjejś śmierci – niemal każdy reaguje intensywnie. Nie zawsze w pierwszej chwili, ponieważ często ludzie są wtedy pozbierani i zorientowani na to, żeby zadbać o bezpieczeństwo. Ale w pierwszych godzinach, dniach po wypadku nasz mózg próbuje się uporać z tym doświadczeniem. Wracają wspomnienia, człowiek nie może spać, jest pobudzony, zdenerwowany, odczuwa lęk, jest nadwrażliwy na wszystko, co przypomina to, co się wydarzyło. Jest to absolutnie normalna reakcja, ale w pierwszych dniach i tygodniach po traumie. My często o niej mówimy: normalna reakcja na nienormalne wydarzenie. Przeładowanie informacyjno-emocjonalne powoduje, że musimy jakoś to przetrawić. I jeżeli te objawy nawracających wspomnień, niepokoju, nadwrażliwości albo odrętwienia nie są tak intensywne, że dana osoba nie kontroluje swojego zachowania, i łagodnieją z czasem - nie ma potrzeby interwencji. Bo to jest nasze osobiste uporanie się z tym, co się dzieje.

U niektórych osób naturalny proces słabnięcia tej reakcji w pewnym momencie się blokuje. Możemy zacząć się niepokoić, gdy objawy utrzymują się niezmiennie przez ponad 4 tygodnie, czyli najczęściej po upływie miesiąca od zdarzenia. Jeżeli intensywność negatywnych odczuć pozostaje, jeżeli nadal odczuwamy silny lęk, unikamy sytuacji wiążących się z tym wspomnieniem, np. nie jeździmy samochodem, nie wsiadamy do środków komunikacji miejskiej, w ogóle nie wychodzimy sami, mamy koszmary senne, jest to sygnałem, że dzieje się coś niedobrego.

Sygnałem jest też wyraźna zmiana w porównaniu z wcześniejszymi zachowaniami, reakcjami, jakie znaliśmy. To może być znakiem dla rodziny - gdy bliski człowiek zmienia się, a pewne rodzaje aktywności, które wcześniej lubił, nie są już dla niego. Ludzie podają różne powody takiej zmiany; mówią, że po wypadku wszystko straciło smak i sens. To jest wyraziste zwłaszcza u młodych osób, które wcześniej prowadziły życie towarzyskie adekwatne do wieku, a traumatyczne wydarzenie "postarzyło" ich; zaczynają inaczej funkcjonować. I często bliscy to zauważają: że wszystko nas drażni, że jesteśmy nadmiernie czujni, ostrożni. Na tyle nadmiernie, że zaczynamy czasem terroryzować rodzinę oczekiwaniem potwierdzania: że żyją, że jadą bezpiecznie. Chcemy, żeby mąż czy żona dzwonili co 10 minut, a czasem w ogóle nie zezwalamy dzieciom, rodzinie na wychodzenie z domu, bo nasze wyczulenie na zwiastuny niebezpieczeństwa staje się bardzo duże.

Czemu warto udać się na terapię, bo przecież mimo dyskomfortu z takimi zaburzeniami można funkcjonować...

Można. Jesteśmy czasami mistrzami funkcjonowania w dyskomforcie i dużym zawężeniu sobie życia. W zespole stresu pourazowego (PTSD) bywa, że to zawężenie życia jest bardzo skrajne. Nie wychodzimy z domu, nie możemy pracować, bo ta czujność, lęk sprawiają, że nie ma jak dojechać do pracy. Mamy problemy z koncentracją. Złościmy się bez powodu.

Mamy "rekordowych" pacjentów, którzy przez kilka lat nie wychodzili z domu, stopniowo wycofując się, czekając, że może będzie lepiej, ale to lepiej nie następowało, za to narastała trudność. Paradoks polega na tym, że objawy PTSD - jeżeli się nie wycofają samoistnie do mniej więcej drugiego roku, to potem już prawdopodobnie nie wycofają się bez leczenia.

Jeżeli objawy trwają kilka miesięcy, jest to idealny moment, żeby zacząć terapię, ponieważ nie doszło jeszcze do komplikacji, wtórnych szkód - tego, że już wypadliśmy z ról społecznych, że staliśmy się inwalidami nie z powodu ograniczeń fizycznych, ale z powodu emocjonalnych ograniczeń, które nas blokują.

Czy każdemu można pomóc w takim samym stopniu i czy ma to związek z okolicznościami samego wypadku?

Możemy pomóc pozbyć się zespołu stresu pourazowego około 80 procentom osób, które podejmą i ukończą psychoterapię. Natomiast pozostaje te 20 proc., w przypadku których zastanawiamy się, dlaczego terapia nie była tak skuteczna, jakbyśmy się spodziewali.

Końcowy efekt terapii wcale nie zależy od dramatyzmu samego wypadku. Zdarzenie to jest przyczyną PTSD, natomiast efekt terapii zależy od intensywności i czasu trwania samych objawów. To jest nasz największy problem, że ludzie bardzo długo męczą się z tymi objawami, zanim decydują się na poszukanie pomocy.

Mieliśmy pacjenta, który prowadził samochód i w tym wypadku zginął jego przyjaciel. Przez 6 lat nie wychodził z domu, wypadł absolutnie ze wszystkich ról. Nie pracował, choć wcześniej był niezwykle twórczą, błyskotliwą osobą. Objawy PTSD sprawiły, że stał się bardzo "zamrożoną" osobą. Powodem, dla którego przyszedł na terapię, było to, że w pewnym momencie zauważył, że stracił 5 lat z życia swoich dzieci. Nie było mowy, żeby pomyślał o dotknięciu kluczyków samochodowych, a co dopiero zejściu do garażu, by zobaczyć auto. Był w nim olbrzymi lęk, miał koszmarne sny, które spowodowały, że przestał się kłaść spać, bo bał się ich tak bardzo. I ten pan na początku terapii powiedział, że na pewno nie będzie już jeździć samochodem, chciałby tylko takiej poprawy, żeby trochę mniej obciążać swoją rodzinę. Ale był bardzo zdeterminowany, bardzo mocno pracował podczas terapii. I na trzynastą sesję przyjechał samochodem...

Czy to znaczy, że da się wyleczyć ze stresu pourazowego?

Da się wyleczyć. Nie oznacza to, jak chcieliby niektórzy, zapomnienia o wydarzeniu. Wyleczenie oznacza, że samo zdarzenie nie determinuje mojego funkcjonowania; że nie mam już lęku, że jeżdżę samochodem, że prowadzę normalne życie wśród ludzi, że jestem osobą bogatszą o to doświadczenie życiowe, ale ono już nie wpływa na życie - moje i najbliższych. I szczęśliwie mamy przykłady pacjentów, którzy z takim stanem kończyli terapię. Jest też część pacjentów, u których jest duża poprawa, ale część objawów PTSD jeszcze zostaje.

Właściwie nie mamy pacjentów, u których nic by się nie zmieniło po terapii. Te 20 proc., o których wcześniej mówiłam, są to osoby, u których poprawa nie była wystarczająca do stwierdzenia, że już nie można zdiagnozować u nich PTSD, albo przed terapią nasilenie objawów stresu było ciężkie, a po terapii umiarkowane lub łagodne. Każdemu można pomóc w różnym stopniu.

Co w przypadku, kiedy pacjent odczuwa silny żal do sprawcy wypadku, w którym zginął jego bliski. Na ile komplikuje to terapię.

Osoby, które straciły bliskich, wymagają szczególnej uwagi. Musimy wnikliwie zróżnicować, czy jest to sytuacja żałoby i normalnego ludzkiego żalu, rozpaczy, która w żaden sposób nie jest patologią, lecz normalną reakcją na utratę, czy też jest to tzw. powikłana żałoba. To jest taki stan, w którym reakcje na śmierć bliskiego wykraczają pod względem intensywności, czasu i wpływu na funkcjonowanie poza „normy” dla danej kultury. Jest w nim smutek, żal, ale i niemożność oderwania się od pamięci o zmarłym, życia dalej. Ale silny żal, gniew czy niemożność wybaczenia sprawcy (albo sobie) może też być jednym z objawów stresu pourazowego – wówczas zalecanym leczeniem jest terapia ukierunkowana na PTSD, z uwzględnieniem tej dodatkowej cechy.

Praca z pacjentami prowadzona w ramach programu TRAKT opiera się na terapii poznawczo-behawioralnej. Jak ona przebiega?

Jedną metodą jest tzw. przedłużona ekspozycja, w której odnosimy się do wydarzenia - do wypadku. Podczas terapii musimy to wydarzenie przetrawić, przetworzyć, oswoić. Próbujemy sprawić, że wspomnienie tego wypadku nie jest już tak bolesne. Ale tak naprawdę nie pracujemy z tamtym wydarzeniem, tylko z teraźniejszością, ponieważ ono wraca do nas tu i teraz - w koszmarach, wspomnieniach. Więc należy oswajać to wydarzenie poprzez opowiadanie o nim i mierzenie się z codziennymi sytuacjami, które są skutkami tego wypadku. Z drugiej strony trenujemy pewne sposoby zachowania, żeby zobaczyć, że nasz lęk jest nadmierny, że po wypadku boimy się sytuacji codziennych.

W drugiej metodzie, którą pracujemy z pacjentami, nie wracamy do traumatycznego wydarzenia. Bardziej się koncentrujemy na teraźniejszości i tym, jak to doświadczenie zmieniło nasze zachowanie tu i teraz. Gdzie wpadliśmy w pewne uwikłania i błędne koła w myśleniu.

Rozmawiała Iza Pigłowska (PAP)

TRAKT to bezpłatny program terapeutyczny dla wszystkich, którzy doświadczyli wypadków komunikacyjnych i zmagają się z zespołem stresu pourazowego. Jest realizowany na Uniwersytecie Warszawskim. Program przeznaczony jest dla uczestników oraz świadków wypadków, a także tych, którzy stracili bliskich na skutek zdarzeń komunikacyjnych. Dr Agnieszka Popiel jest kierownikiem klinicznym Programu TRAKT; jest psychiatrą i psychoterapeutką, pracuje na Uniwersytecie SWPS.

09.11.2015
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta